Gilevich prowadzi tutaj blog rowerowy

Pozor! Pozor! Gilevich na Bicyklu!

Jurajski weekend w środku tygodnia

  • DST 68.00km
  • Teren 13.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 16.32km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Sprzęt Mongoose Teocali
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 sierpnia 2010 | dodano: 06.08.2010

I przyszedł nareszcie czas wakacji! Po zakończonych praktykach można było wybrać się gdzieś dalej na rower. Ponieważ przywykłem, że wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, więc tym razem nie byłem zdziwiony, gdy przyszło zamienić Szczawnicę na Jurę. Plany były ambitne i tak naprawdę udało się je zrealizować w ogromnej większości.
Dzień pierwszy.
W pierwszy dzień, zabieramy dobytek na plecy i jedziemy do Pilicy czerwonym szlakiem Orlich Gniazd. Początek nie był imponujący, zakupy w mieście a potem złapałem dętkę jeszcze w Krakowie. Cóż, złe dobrego początki no i razem z nową dętką Continentala mam stylową żółtą nakrętke:D Opony z mocnymi drutami nie dawały się łatwo, ale z pomocą Werci, która dostała tytuł Pomocnik Mechanika i odznaczona orderem Łatki jakoś się udało:D Ponieważ musimy nadrabiać stracony czas jedziemy drogą na Skałę aż do Prądnika Korzkiewskiego, i dalej podążamy jego doliną aż do Ojcowa. Po krótkiej przerwie, obieramy kierunek na Pieskową Skałę i dalej Sułoszową, najdłuższą i najbardziej wkurzającą miejscowość, jaką znam. Gdy udało się już z niej wyjechać złapaliśmy czerwony szlak i leśnymi duktami ominęliśmy Olkusz i dojechaliśmy do Rabsztyna. Ten kawałek szlaku jest bardzo przyjemny, nam niestety zaczęła psuć humory nadchodząca burza, wiec trzeba było się spieszyć. W Rabsztynie zmiana decyzji, porzucamy czerwony szlak i jedziemy drogą na Wolbrom aż do Pazurek, tu obwieszczam wyjazd ze strefy burzowej i… zaczęło padać… Wobec tego, mocno zmęczeni dojeżdżamy do Klucz gdzie zostajemy zebrani do auta i z wytchnieniem szybko pokonujemy kolejne kilometry. Chwile po przyjeździe na miejsce okazuje się, że była to dobra decyzja, nachodzi burza i oboje cieszymy się, że możemy siedzieć w ciepłym domu, a nie moknąć gdzieś po drodze. Mimo szybszego finiszu wynik i tak jest bardzo dobry. Trasa była ciekawa, choć Wercia przez cały dzień powtarzała, że trzeba było jechać na WIELMOŻE!

Zamek w Pieskowej Skale, po gruntownych renowacjach trwającyc szmat czasu, prezentuje się okazale i cieszy oko

Za Sułoszową łapiemy czerwony szlak, teren nieco piaszczysty ale przez większość trasy przejezdny. I brak na nim żywego ducha przez około 10 km

Zamek w Rabsztynie to już trzecia średniowieczna twierdza którą mijamy tego dnia.


Kategoria Jura Krakowsko-Częstochowska


komentarze
Gilevich
| 06:36 sobota, 7 sierpnia 2010 | linkuj Dokładnie jura ma to coś. Moja pierwsza "setka" też do Rabsztyna. Jakoś tak zawsze chętnie wracam w te strony i jeszcze się nie nudzą. Pozdrawiam!
marusia
| 22:27 piątek, 6 sierpnia 2010 | linkuj Jura ma coś w sobie. Przypomniałeś mi tym wpisem moje pierwsze ,długodystansowe i najbardziej sentymentalne wycieczki :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa hateg
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]