Slovensky Raj
Dystans całkowity: | 242.87 km (w terenie 44.00 km; 18.12%) |
Czas w ruchu: | 14:45 |
Średnia prędkość: | 16.47 km/h |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 60.72 km i 3h 41m |
Więcej statystyk |
[b]Ostatni dzień w Raju[/b]
-
DST
44.50km
-
Teren
6.00km
-
Czas
02:29
-
VAVG
17.92km/h
-
Sprzęt Giant Rincon XC
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatni dzień w Raju
Szkoda wyjeżdżać ale trudno. Na dziś trasa lekka i przyjemna. Przed wyjazdem mili Słowacy proponują cyklistą "jednego" na drogę. Grzecznie odmawiamy i obiecujemy że jak wrócimy to na pewno, na to dostajemy odpowiedź ze praca ciężka i już wtedy nie będzie. Mimo to wyruszamy w ostatnią trasę w czasie naszej mini wyprawy. Na początek dookoła jeziorka czerwonym szlakiem pieszym... szczerze powiedziawszy lepiej zabrać się na tą trasę po prostu, bez roweru bo Słowacy to taki podstępny naród że jeśli szlak jest pieszy to naprawdę ciężko go przejechać a jeśli się da przejechać to napewno jest tam cyklotrasa a szlaki są naprawdę świetnieoznakowane. Ilość minut podprowadzania i wnoszenia roweru pod górę jest niewspółmierna do długości zjazdu. Sytuacje ratują tylko naprawdę ładne widoki. Po uporaniu się z tą trasą ruszamy asfaltem na Spisską Novą Ves przez Mlynki i Sedlo Grajnar 1032 m.n.p.m. droga jak to zwykle tutaj pod górę, ale nachylenie dobre i można spokojnie bez pośpiechu podjeżdżać w dobrym tempie. Na przełęczy miła rozmowa z miejscowymi cyklistami w wieku 60 lat, z których jeden zaprezentował nam własnej roboty koło z niekrzyżującymi się szprychami. Po krótkiej rozmowie o tutejszych trasach czas na dłuuugi zjazd (aż chce sie powiedzieć jak zwykle na Słowacji) do Spiskiej Nowej Wsi. Ta czekając na transport naliczyliśmy 120 Skód w 20 min. przejeżdżających tylko na jednym wycinku ulicy. A dalej powrót autem po rzeczy Słowacy jednak zostawili nam co nieco) i pora wracać do Krakowa.
Podsumowując, Słowacja choć tak podobna do naszego kraju ma też swoją małą skale jest trochę nieokrzesana i dzika, wszystko jest stare, zaniedbane i rozlatujące a puste wioski żyją swoim własnym powolnym rytmem robiąc ponure wrażenie. Jednak potem okazuje się że te wszystkie rzeczy działają zadziwiająco sprawnie, bez kłopotów i najzwyczajniej dobrze!Pociągi choć wyglądają źle, są wygodne, punktualne i mają miłą obsługę. Obskurne knajpy potrafią okazać się przyjemnymi miejscami a opuszczone drogi gdzieś w górach zadziwiać oznakowaniem, a spokojni Słowacy w razie potrzeby z życzliwością udzielą pomocy. Słowacki Raj to świetne miejsce również na rower, wymaga dużo na podjazdach ale daje niesamowitą przyjemność na zjazdach i odwzajemnia się cudownymi widokami przy dobrej pogodzie i nie ma tam nawet kawałka płaskiego terenu. Trzeba tam jeszcze wrócić.
A tak wyglądały wszystkie trasy razem:
Kategoria Slovensky Raj
[b]Kralova Hola 1946m.n.p.m.[/b]
-
DST
79.50km
-
Teren
16.00km
-
Czas
05:06
-
VAVG
15.59km/h
-
Sprzęt Giant Rincon XC
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kralova Hola 1946m.n.p.m.
To był główny punkt programu, jeden z trudniejszych podjazdów w Europie kusił i będąc tak blisko trzeba było chociaż spróbować. Dojazd z Domu do wsi z której zaczyna się podjazd to jakieś 34 km. Kralova widoczna z daleka nie robiła na nas wrażenia, co więcej wcale nie wyglądała na tak wysoką. Objechaliśmy ją od dołu i rozpoczęliśmy podjazd. Pierwsze kilometry idą dobrze przerwy co jakiś czas, a my szutrem wspinamy się wyżej i wyżej przez las dający osłonę od słońca i wiatru. Droga dłuży się i lawiruje a szuter i kamienie męczą dodatkowo, ale w końcu przejeżdżamy granice lasu i tu zaczyna się asfalt. Pojawienie się asfaltu to niezła okazja żeby sobie usiąść i odpocząć. Ruszamy dalej droga dalej wije się niemiłosiernie a nad nią wciąż widać tak samo bliską i daleką jednocześnie wieże przekaźnikową. Z telefono podśpiewuje Bob:"sun is shining, the weather is sweet " pogoda rzeczywiście piękna, słońce świeci niemiłosiernie a zapasy wody kurczą się w zastraszającym tempie. Na szczęście jest jakieś małe źródełko, woda... zimna, to wystarczy i jazda dalej. Coraz wyżej coraz trudniej, coraz wolniej tylko przerwy coraz częściej. Zastanawiam się w duchu co ja tu robie i jakim cudem się tu znalazłem skoro tak bardzo nie lubię podjazdów. W końcu napisy na asfalcie 3km, 1km nogi pieką niemiłosiernie, brak siły, każdy centyer i obrót korbą sprawia trudność, w końcu 300m, 200, 100.Po trzygodzinnej walce dojechaliśmy na szczyt, wieje i zimno, odpoczywamy chwile kilka pamiątkowych fotek, rozmowa ze Słowackim turystą i czas wracać. Zaczynamy zjazd widzę że przednia opona jakaś taka pustawa... powietrze powolutku z niej schodzi ale jechać się da, pytanie ile jeszcze? Jakoś zaufania do mojej mini pompki nie mam zbyt dużego więc na sam dół zjechałem nieco bardziej uważając, już w wiosce zmiana dętki i napompowanie jej dzięki uprzejmości pewnego Słowaka który użyczył mi przenośnego kompresora.Potem zjazd do stacji i tu dowiadujemy się że pociąg mamy za dwie godziny a tu nawet nie ma co zjeść, to jedziemy dalej może po drodze coś zjemy i wsiądziemy na następnej stacji. Po kilku km, w miejscowości Telegart zapytaliśmy o obiad w restauracji/pensjonacie... musieliśmy wyglądać jak 14 nieszczęść bo otworzyli specjalnie dla nas i dali wyjątkowo duże porcje i do tego bardzo smaczne. Następnym gościom odmówili przyjęcia usprawiedliwiając się litością dla zmarnionych polskich cyklistów. Po obiedzie wdzięczni opuściliśmy gościnne progi i ruszyliśmy dalej w kierunku stacji.. nie przewidzieliśmy jednego że stacja w miejscu zwanym pustym polem rzeczywiście będzie w pustym polu, dochodzi 19 30 dojeżdzamy do rozjazdu i kierujemy się zgodnie ze wskaźnikiem na stacje drogą szutrową... coś jest nie tak, dojeżdżamy, trzy opuszczone budynki które chwil swej świetności chyba nie przeżywały i przeżywać już raczej nie będą. oprócz tego żadnej lampy tylko my rowery ciemność i tory kolejowe. Gdzieś w pobliżu coś pojękuje, jakiś pies wyje, nie jest przyjemnie. Czekamy, spoglądam na licznik, według obliczeń powinien już być a nie ma, a jak się nie zatrzyma w tym polu, czujemy się rzeczywiście jak na końcu świata, w końcu jedzie, macham małą czerwoną lampką, chwila niepewności. Zatrzyma sie czy nie? Czemu się nie zatrzymuje, a jednak hamuje. Z wagonu wystawia głowę zdziwiony konduktor który zobaczywszy dwóch polaków z rowerami wyglądał na zszokowanego. Zaprosił nas do drugich drzwi, i teraz nasza kolej na szok, spodziewaliśmy się czegoś podobnego do polskich podmiejskich pociągów. A tu niespodzianka standard jak w nowych pociągach linii Warszawa- Łódź odtrąbionych we wszystkich mediach, toaleta, miejsce na rowery i ani jednego złego słowa na to że z nimi podróżujemy, konduktor zaprasza nas żebyśmy sobie usiedli w wygodnych fotelach i wyjąwszy palmtopa z drukareczką oblicza koszt naszego przejazdu do domu... 56 koron za przejazd z rowerami i drukuje bileciki. Teraz spokojni jadąc jedną z ładniejszych tras kolejowych w tej części europ delektujemy się widokiem czerni za oknami. Przy wysiadce konduktor pomaga z rowerami i z uśmiechem żegna dziwnych polskich cyklistów. Niesamowity kraj. Powrót do domu ze stacji w Dedinkach przy świetle księżyca. Myci,e kolacja, piwo i spać. Na dziś wystarczy atrakcji.
Kategoria Slovensky Raj
Do okoła Raju
-
DST
78.50km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:44
-
VAVG
16.58km/h
-
Sprzęt Giant Rincon XC
-
Aktywność Jazda na rowerze
Drugi dzień wyjazdu.
Trasa na dziś ambitna bo wszechstronna, troche terenu, miasto, namiastka przełomu Hornadu, i kilkunasto kilometrowy podjazd.
Zaczynamy w Dedinkach 795 m.n.p.m ruszamy asfaltem dolinką Biela Voda i dojeżdżamy do czerwonego szlaku i Cyklotrasy prowadzącej na Sedlo Certova Hlava 1051m.n.p.m , Słowacy w przeciwieństwie do Polaków wyznaczając trasę rowerową nie robią tego tylko na papierze, jadąc cyklotrasą mamy 100% pewność że mając troche kondycji będziemy mogli wyjechać na samą górę bez podchodzenia z rowerem. Trochę zadziwiające jest że droga na sedlo czasem pokryta jest starym asfaltem powoli zamieniającym się w szuter, ale większość prowadzi jednak dobrymi leśnymi drogami.
Na szczycie przyjemne widoczki i resztka jakiegoś gryzonia przy wskaźnikach. Tutaj zaczynamy też zjazd który ja uważam już za ulubiony. Jak zwykle jest długi i każdy znajdzie dla siebie coś co lubi, przyjemne choć strome leśne drogi z kamieniami i korzeniami, piaszczyste zrywkowe drogi z których ulatują kłęby pyłu, błotniste odcinki i pod koniec szybkie i wąskie asfaltowe wiraże. Tą świetną rowerową drogą dojeżdzamy bezpośrednio do centrum Novoveskiej Huty:).(zdj. poniżej)Stamtąd oczywiście w dół mkniemy do Spiskiej nowej Wsi, tu chwile szukamy kantoru i po udanej wymianie ruszamy dalej na Spisske Tomasovce. Jestem trochę zdziwiony że miasto jak SNV w niedziele po koło południa też wygląda jak opuszczone. Prostą drogą z jednym podjazdem docieramy do Tomasovców gdzie cyklotrasą ruszamy na Tomasovsky vyhlad(666m.n.p.m ) mijając niedzielną rewie mody w romskiej części wsi. Podjazd nie jest długi chociaż nachylenie jest spore, końcówka po lesie nie sprawia żadnego problemu i można nacieszyć oczy niesamowitymi widokami które prezentuje nam to miejsce i zrobić sobie małą sesje zdjęciową. Po krótkiej przerwie zjazd do Tomasovców i polną drogą między polami docieramy do Hrabusic gdzie knajpce Esspreso zjadamy niezły obiad za rozsądną cenę. Po sezonie co zrozumiałe, znalezienie otwartego miejsca gdzie można coś dobrego zjeść nie jest wcale takie proste. Po obiedzie ruszamy drogą rowerową przez Podlesok na Sedlo Kopanec 987m.n.p.m droga zamknięta dla ruchu samochodów choć strasznie długa (ok 20 km podjazdu) sprawia że jazda wcale nie jest męcząca. My utrzymując równe rozsądne tempo docieramy na przełęcz robiąc po drodze kilka fotek. Chwila odpoczynku na szczycie, zdjęcia ze zjazdu i można się nacieszyć kilku kilometrowym zjazdem podczas którego jedynym wrogiem jest przejmujące zimno. Docieramy do drogi głównej i wracamy do Dedinek. po drodze omijamy Tunel i jedziemy Stratenską doliną wijącą się wokół skał. Ostatni podjazd już przed miejscem zamieszkania daje w kość nogi powoli odmawiają posłuszeństwa nie przyzwyczajone do takiego wysiłku, wyjeżdżamy na 885m.n.p.m i nareszcie ostatni zjazd polną drogą wprost do naszej wioseczki. Tu postanawiamy mimo zmęczenia zobaczyć trochę folkloru i idziemy do Hostinca w centralnym punkcie wioski, najdoskonalej przypominającego wiosce o poprzedniej erze. Wchodzę do środka tego jednego z takich samych budynków rozsianych po Słowacji i budowanych według tego samego planu. I tu przychodzi szok, wnętrze odremontowane, czyściutkie i zadbane, nowy choć nieco kiczowy bar z nowymi stołami i krzesłami, do tego telewizor i piłkarzyki i miła obsługa składają się na sympatyczne wnętrze tego miejsca które przykryte jest tylko tą brudną szarą skorupą. Powrót z zakupów do domu i odpoczynek
Kategoria Slovensky Raj
[b]Slovenski Raj[/b]
-
DST
40.37km
-
Teren
2.00km
-
Czas
02:26
-
VAVG
16.59km/h
-
Sprzęt Giant Rincon XC
-
Aktywność Jazda na rowerze
Slovenski Raj Mx 49,2
Pierwszy dzień v Slovenom Raji. Jakiś czas temu zrodził się pomysł by chociaż trochę poznać ten zakątek Słowacji trochę inaczej niż zwykle się to robi, czyli rowerem. Oczywiste było że nie zobaczymy w ten sposób tych najpiękniejszych miejsc głęboko ukrytych w licznych dolinach Raju ale i tak wiedzieliśmy że to miejsce wynagrodzi nam trudy cudownymi widokami.
Pierwszy dzień to typowe rozpoznanie terenu i pierwsza misja... znaleźć Kantor.
Nasza baza wypadowa, Dedinki (a raczej Dobsińska Masa położona niedaleko od Dedinek po drugiej stronie jeziora) to typowa sezonowa miejscowość turystyczna z kilkoma knajpkami, "niby hotelami" i sklepem czynnymi w większości tylko w sezonie.
Ale tego się spodziewaliśmy i najpierw ruszyliśmy do Dobsiny która wyglądała na większe miasteczko w którym była szansa na istnienie Kantoru. Droga do tej miejscowości dała nam całkowity przedsmak tego co nas czeka. Po krótkim podjeździe na Dobsinsky Kopec czekał na nas około 8 km zjazd z robiącym wrażenie widokiem. Taki zjazd w połączeniu z dobrą nawierzchnią drogi i małym ruchem samochodowym dał efekt w postaci niesamowitej zabawy, która niestety szybko się skończyła w Dobsinie. To miasteczko całkiem spore jak na warunki słowackie wyglądało jak to zwykle bywa na całkiem opuszczone. Na ulicach pusto, gdzieniegdzie dzieciaki smętnie czekające na jakąś zabawę i jedna grupka starszych gorąco omawiających ostatnią kolejkę hokejową.. oprócz tego tylko zamknięte sklepy i ani śladu kantoru. Nie czekając długo wracamy na górę z 468 m.n.p.m wspinamy się na około 850m.n.p.m, bez pośpiechu jazda idzie przyjemnie a pogoda nas rozpieszcza. Po powrocie na Kopiec zjeżdżamy do Dedinek zobaczyć jak tutaj przedstawia się sytuacja i dalej w kierunku Mlynek, po kilku kilometrach skręcamy w Doline Białej wody i spokojnym podjazdem dojeżdżamy do czerwonego szlaku i cykloturistickiej trasy która jutro będzie nas prowadzić na sedlo Certova Hlava. Potem już tylko powrót do domu i odpoczynek. Mx 49,2
Wszystkie fotki z Tego Wyjazdu są autorstwa Mateusza M.
Kategoria Slovensky Raj